sobota, 22 marca 2014

Twierdza, czyli zaufanie

Antoine de Saint-Exupéry, francuski pisarz i lotnik, na kartach  niedokończonego za życia dzieła "Twierdza", dzieli się z nami jedną z największych i najpiękniejszych przygód swojego życia - poszukiwaniem i spotykaniem Boga. Pewnego dnia, gdy doświadczył rozczarowania i poczucia osamotnienia wybrał się w góry, aby się pomodlić. Odczuł ogromną, intensywną tęsknotę za Bogiem. Gdy był już wysoko, zauważył kruka, siedzącego na jednym z drzew. Zaczął tak mówić do Boga: 

"Panie, potrzebuję jakiegoś znaku. Rozkaż, aby w chwili, gdy skończę się modlić, ten kruk odleciał. Będzie to jak zwrócone ku mnie spojrzenie czyichś oczu i poczuję, że nie jestem sam na świecie. Połączy mnie z Tobą choćby mglista ufność. I przyglądałem się krukowi. Ale ptak siedział bez ruchu. Wtedy pochyliłem się ku skalnej ścianie. Panie - powiedziałem - niewątpliwie masz rację. Gdyby kruk odleciał, mój smutek byłby jeszcze większy. Gdyż taki znak mogę otrzymać od kogoś równego sobie, a zatem tak jakby od siebie samego. Byłoby to więc znowu odbicie mojego pragnienia. I znowu spotkałbym tylko własną samotność. Pokłoniwszy się do ziemi wróciłem tą samą drogą. I wtedy moja rozpacz zaczęła ustępować nieoczekiwanej i szczególnej pogodzie ducha. Po raz pierwszy pojąłem, że nauka modlitwy jest nauką ciszy. I że miłość zaczyna się dopiero tam, gdzie nie ma oczekiwania na dar".



"Kiedy ufam Bogu nade wszystko, wtedy nade wszystko chcę, by Jego pragnienia stały się moimi. Modlitwa to uzgadnianie z Bogiem wspólnych marzeń i pragnień. Kiedy rozmawiam z Bogiem, wtedy On pozwala mi zrozumieć Jego wolę w każdej sytuacji. Nawet wtedy, gdy we mnie była dotąd niepewność lub gdy — jak Szaweł — byłem szczerze przekonany, że pełnię wolę Boga, podczas gdy w rzeczywistości pełniłem jedynie moją wolę.

Kochać Boga nade wszystko to być Mu posłusznym nade wszystko i czynić to z największą radością. To w każdej sytuacji ufać bardziej Bogu niż ludziom. Co więcej, to w każdej sytuacji ufać bardziej Bogu niż samemu sobie: niż własnemu ciału, własnym emocjom, własnym sposobom myślenia. Kochać Boga to znaczy powiedzieć: Ty, Boże, nie tylko mnie kochasz, ale Ty najlepiej mnie rozumiesz i Ty podpowiadasz mi najlepszą dla mnie drogę życia. Ty masz rację. Ty zawsze masz rację. Wszystkie Twoje przykazania są słuszne. One są światłem dla mego umysłu i radością dla mego serca. Kocha Boga ten, kto odkrył, że szukanie i pełnienie woli Stwórcy prowadzi do zaskakującej radości w doczesności i do niewyobrażalnej radości w wieczności. 

Pierwszym owocem i jednocześnie sprawdzianem tego, że naprawdę kocham Boga i że kocham Go nade wszystko, jest to, że coraz bardziej staję się niezależny od ludzi. Kto czuje się w rękach Boga jak małe, bezradne i bezbronne dziecko, ten okazuje się mocarzem pośród ludzi. Gdy kocham Boga nade wszystko, wtedy staję się niezależny nie tylko od ludzi, ale tym bardziej staję się niezależny od rzeczy tego świata. Gdy Boga stawiam na pierwszym miejscu, wtedy wszystko w moim życiu wraca na właściwe miejsce. Wtedy wiem już z całą pewnością, że nic, co znajduje się na tej Ziemi, nie wystarczy, by nasycić pragnienia mego serca i zaspokoić horyzonty mego umysłu. 

Gdy kocham Boga nade wszystko, wtedy osiągam także tę najbardziej błogosławioną — a jednocześnie najtrudniejszą do osiągnięcia w doczesności! — niezależność, jaką jest niezależność od samego siebie, a zatem niezależność od mojego ciała, które chce mną rządzić, od moich przeżyć emocjonalnych, które chcą mnie sobie podporządkować, od moich rozterek intelektualnych, duchowych czy moralnych, które czasami usiłują sparaliżować moje działanie i odebrać mi radość istnienia. Kto kocha Boga nade wszystko, ten staje się zależny tylko od Niego: od Jego prawdy i od Jego miłości. A to jest jedyna zależność, która przynosi człowiekowi pełną wolność. Powyższą prawdę potwierdza tysiące — jakże podobnych! — historii tych młodych ludzi, którzy odeszli od Boga, gdyż sądzili, że w ten sposób zachowają niezależność. Tacy ludzie — podobnie jak syn marnotrawny — stają się zależni od tego świata: od ludzi i rzeczy, od ciała i emocji, od lęku lub agresji, od alkoholu i popędów. Im dalej odchodzi ktoś od Boga, tym bardziej i tym szybciej zbliża się do cierpienia i popada w jakieś zniewolenie. Z kolei ci ludzie, którzy kochają Boga nade wszystko, znacznie łatwiej potrafi ą oprzeć się negatywnemu naciskowi grupy czy mody. Potrafi ą też zachować niezależność w myśleniu i działaniu. Widać to zwłaszcza u dziewcząt, które z natury bardziej niż nastoletni chłopcy wrażliwe są na więzi z innymi ludźmi. Kontakt z innymi ludźmi przeżywają na zasadzie przynależności i współzależności, podczas gdy chłopcy szukają raczej niezależności i pragną podkreślać swoją odrębność".
Źródło:  http://www.opoka.org.pl/biblioteka/P/PR/zwyklym_jezykiem_07.html

I jeszcze fragment artykułu ks. Marka Dziewieckiego o modlitwie:


"Dojrzała modlitwa zaczyna się od nasłuchiwania Boga w ciszy. Przynosi wtedy zaskakujące odkrycia, odsłania nieznane dotąd prawdy, uczy patrzenia w głąb, pomaga w nowy sposób zrozumieć samego siebie oraz tajemnicę życia i miłości, obdarowuje Bożą mądrością. Taka modlitwa staje się prawdziwym spotkaniem. Spotkaniem z Miłością. Dlatego przynosi jedyną radość, która jest prawdziwa - tą niespodziewaną. Po spotkaniu z Bogiem wracamy wprawdzie tą samą drogą do domu ale my sami jesteśmy już przemienieni: stajemy się zdolni chronić w nas i wokół nas Bożą miłość i prawdę.
Modlitwa jest prawdziwym spotkaniem, w którym Bóg uczy nas najważniejszych prawd i wartości. Dopiero wtedy możemy my sami zacząć mówić do Boga, aby wypowiedzieć naszą miłość ku Niemu, naszą wdzięczność i radość. A także nasz niepokój, ból, nasze wątpliwości i pytania. Bardzo zachęcam Czytelników, by każdego wieczoru znaleźli chociaż kilka minut czasu, aby opowiedzieć Bogu o tym, co działo się w nas tego dnia. Mamy wtedy szansę, by zrozumieć lepiej sens wydarzeń, spotkań i doświadczeń, które przeżyliśmy. Łatwiej wtedy o dojrzalsze pokierowanie życiem następnego dnia.

Nawrócić się to nauczyć się kochać
Słuchając Boga w czasie modlitwy mamy szansę lepiej poznać i zrozumieć nasze powołanie do życia w miłości i prawdzie a opowiadając Mu o tym, co się w nas dzieje, możemy głębiej i uczciwiej spojrzeć na nasze obecne życie. Taka modlitwa staje się początkiem nawrócenia. Nawrócenie bowiem zaczyna się od refleksji nad własnym życiem w obliczu Boga. Bez refleksji nie sposób zmienić życia. Sama jednak refleksja nie wystarczy. Gdyby bowiem nie była to refleksja dokonana wobec Boga, to prowadziłaby raczej do rozpaczy i rezygnacji niż do nawrócenia. Bardzo wymowny jest tu przykład Judasza. Uznał on szczerze swój grzech: "zdradziłem niewinnego". Ale pozostał sam z bolesną prawdą o sobie. Rezultatem była desperacja i samobójstwo.
Jakże inaczej zachował się Piotr. On też bardzo się sobą rozczarował: ze strachu zaparł się ukochanego Mistrza. Ale Piotr, w przeciwieństwie do Judasza, nie tylko uznał prawdę o sobie ale szedł z nią do Chrystusa, chociaż musiało go to wiele kosztować. Kiedy skrzyżowały się ich spojrzenia, Piotr raz jeszcze upewnił się o Bożej miłości. Miał wtedy siłę, by gorzko zapłakać i stać się odtąd silnym jak skała świadkiem Zmartwychwstałego.
Owocem dojrzałej modlitwy jest więc wysiłek nawrócenia. Prawdziwe nawrócenie zaczyna się od uznania prawdy o sobie w obliczu Boga i od głębokiego żalu za popełnione grzechy. Ale to jest dopiero początek nawrócenia. Wymaga ono następnie szczerej decyzji i wysiłku, by już więcej nie grzeszyć a także by zadośćuczynić tym, których się skrzywdziło. Ale i to nie wystarczy.
Nawrócić się w pełni to znaczy nauczyć się kochać. Unikanie grzechów to zbyt mało, gdyż naszym powołaniem jest coś znacznie większego: życie w miłości i prawdzie. Ponadto tylko wtedy, gdy kochamy, mamy realną szansę, by już więcej nie grzeszyć. Innymi słowy nawrócić się to odkryć, że uczciwa i szczera miłość jest najkrótszą drogą do pełni życia, do bogatej samorealizacji, do szczęścia na miarę najgłębszych tęsknot ludzkiego serca. Istnieją oczywiście mniej wymagające drogi życia ale nie dają one takiej satysfakcji. Przeciwnie, przynoszą rozczarowanie a czasem dramatyczne cierpienie. Człowiek nawrócony to ten, kto zszedł z błędnych dróg nie ze strachu przed złem lecz dlatego, że zafascynował się miłością i prawdą.

Ty, Boże, masz rację!
Owocem nawrócenia jest pojednanie z Bogiem. To coś więcej niż tylko uznanie przed Nim własnej winy i żal za grzechy. Pojednać się z Bogiem to odkryć, że On ma rację. Tego nie można powiedzieć o żadnym człowieku, gdyż nikt z ludzi nie ma pełnej racji. Tylko Bóg. Pojednać się z Bogiem to słuchać Go bardziej niż ludzi i niż siebie samego. Zawsze. Także wtedy, gdy stawia to ogromne wymagania. Także wtedy, gdy czegoś nie rozumiem, gdy ludzie wokół mnie sprzeciwiają się Bogu. Pojednać się z Bogiem to uczynić Go jedynym Panem własnego życia i postępowania.
Pojednanie z Bogiem owocuje pojednaniem z ludźmi. A to oznacza najpierw pojednanie z samym sobą. Kto bowiem nie pojedna się ze sobą, ten nie jest w stanie pojednać się z innymi. Pojednanie z samym sobą oznacza najpierw przebaczenie sobie własnych błędów i wyrządzonych krzywd. Nie chodzi tu jednak o pobłażliwość czy naiwność. Nie chodzi o przebaczenie sobie po to, by nadal postępować tak, jak dotąd, lecz po to, by stworzyć szansę na nową teraźniejszość, by nie pozostawać do śmierci niewolnikiem przeszłości. Człowiek pojednany z samym sobą pamięta nadal swoją przeszłość ale po to, by wyciągać z niej wnioski a nie po to, by się nadal potępiać, zniechęcać czy popadać w rozpacz. Człowiek pojednany ze sobą stawia sobie jasne wymagania moralne, gdyż zrozumiał, że inaczej nie może mieć nadziei na nową przyszłość. Człowiek pojednany ze sobą obejmuje siebie i swoją teraźniejszość w duchu prawdy a jednocześnie z przyjaźnią i cierpliwością. A wszystko to czyni mocą więzi z Bogiem a nie w oparciu o własną siłę czy doskonałość. Całość: http://www.katolik.pl/488,416.druk



3 komentarze:

  1. Bardzo dobre są te artykuły i fragment książki też zachęcający do przeczytania jej w całości.
    Dzięki ;)
    aga

    OdpowiedzUsuń
  2. Artykuły dobre. Piękne. Książkę "Twierdza" chętnie przeczytałabym. Jeśli któraś z dzielnych posiada, chciałabym pożyczyć. Maria

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Polecam wypożyczenie książki z biblioteki-mają tę pozycje. Nie wiem czy korzystasz z biblioteki, bo ja tak, w Krakowie jest ich bardzo dużo(wyczytałam w księdze gości ,że Jesteś z Krakowa) Nie wiem z której części Krakowa Jesteś, ale np. w Nowej Hucie jest ich chyba 11.
      Pozdrawiam:)
      aga
      ps. jeśli chcesz chętnie ją dla Ciebie pożyczę i przyniosę na spotkanie kwietniowe, jeśli będziesz?

      Usuń